… z benefitami
na podstawie Lokomotywy J. Tuwima
Stoi na stacji lokomotywa
pełna bonusów i pot z niej spływa – tłusta oliwa.
Stoi i sapie, nadstawia ucha,
HR już gotów wyzionąć ducha.
Buch – jak gorąco!
Uch – jak gorąco!
Puff – jak gorąco!
Uff – jak gorąco!
Już ledwo sapie, pomysłów braknie,
a benefitów wciąż gawiedź łaknie.
Cudeńka do niej podoczepiali,
trudu niemało sobie zadali.
I w bród wabików w każdym wagonie,
w jednym pedicure, w drugim strzyżenie,
w trzecim dni strawy – warzyw, owoców,
pizzy i sushi, grilla, kebabów.
A czwarty wagon pełen rowerów,
piąty – perkusji, syntezatorów.
W szóstym zjeżdżalnia, o!, jaka wielka!
Przy niej siłownia, solarium, drzemka.
W siódmym jest miejsce na dziecko w biurze,
w ósmym na psa, botoksy, masaże.
W dziewiątym – Netflixu, konsoli zona.
W dziesiątym – in vitro!, badanie DNA!
A tych wagonów jest ze czterdzieści,
nikt nie wie, co się w nich jeszcze zmieści.
Lecz choćby w puli odległa eskapada,
gawiedź zapyta: „Na Księżyc się nie da?”
Nagle – gwizd!
Nagle – świst!
Co tak mknie?
Za czym? Gdzie?
To inna ciuchcia! Większa i dłuższa!
Co tam Księżyc! Na Słońce rusza!
Spieszy się, spieszy, by zdążyć na czas,
jak gdyby to było opium dla mas.
Nie firma solidna, co ludźmi stoi,
lecz fraszka, igraszka, kaprysów etui.
W głowę się podrapał stary maszynista,
lokomotywę zatrzymał natychmiast.
Trzydzieści i dziewięć wagonów odstawił,
jeden na „przeżytków” garść zostawił:
„SZACUNEK, UZNANIE, wreszcie GŁOSU PRAWO –
– to miast benefitów – daję moje słowo.
Do Słońca Wam spieszno? – nie stanę na przeszkodzie.
Dziękuję za trud Wasz, rozstańmy się w zgodzie.”
I wiesz, co się stało?
Nie wysiadł nikt…
Tak to to, tak to to,
tak to to, tak to to!…