Widziałam dziś w lesie żuczka. Przewrócony na plecy, wymachujący nóżkami, tracący siły. Postawiłam go.
I od razu przyszło mi do głowy, że ja też nie raz czuję się jak ten żuczek. Bezsilna, bez pola manewru. Miewam tak wtedy, gdy chcę zrobić coś ważnego, a nagle okazuje się, że ktoś to blokuje. Że gdzieś w firmie „nie da się” albo „nie chce się”. A to coś miało być naprawdę wartościowe… Wszystkim, a co najmniej wielu powinno na tym zależeć tak, jak mnie…
Doświadczyłam takich sytuacji na różnych etapach wdrażania „zmiany” (uwięziłam ją w cudzysłowie, bo nie zawsze chodzi o klasyczną zmianę i nieważna jest jej skala). Im bardziej był zaawansowany, tym większy czułam żal. Mogłam tylko krzyczeć z niemocy i machać rękoma jak ten bezradny żuczek.
Dlaczego tak się dzieje? Powodów ukręcania łba zmianom jest mnóstwo. Wymienię tu tylko rozmytą decyzyjność, nadmierną hierarchiczność, niedostateczne przygotowanie zmiany. Wreszcie – żadna organizacja nie jest wolna od Niedasiów i Niechcesiów.
Ale nie z „dlaczego” chcę się tu rozprawić. Z Niedasiami i tymi drugimi też nie. Nie będę też moralizować, bo wiadomo, że wnioski wyciągnąć trzeba – może da się zrobić coś innego albo inaczej.
Chcę za to poszukać odpowiedzi na pytanie, jak poradzić sobie z takim zawodem. Jak, mimo podciętych skrzydeł, nie obniżyć lotów? I czy w ogóle się da…
Nie mnie jednej przytrafiały się takie historie. Inni najczęściej się wycofywali. Słyszałam: „Odtąd będę działał tylko od-do.” „To tylko praca, nie będę się tu zabijał.” „Nie będę się wysilał, skoro nikt tego nie potrzebuje.” Takie rady i mnie dawano.
A mi tak strasznie szkoda każdego zawiedzionego zaangażowania. Każdej zmarnowanej energii.
Bywają stracone bezpowrotnie. Jasne, to naturalne reakcje. Ale może da się inaczej?
Dlaczego w ogóle o tym piszę i kombinuję, jak zapobiegać obniżeniu morale i wypaleniu? Bo każde takie zawodowe rozczarowanie najbardziej szkodzi nam samym i zostawia trwały ślad. A nie zawsze znajdzie się ktoś, kto postawi nas na nogi. Najczęściej musimy ratować się sami.
Co można i trzeba zrobić? Ja tak to sobie wymyśliłam:
#1 ZAOPIEKUJ SIĘ SOBĄ. Przyznaj sam przed sobą, co czujesz. Wykrzyczenie czy wytupanie żalu naprawdę spuszcza powietrze.
#2 UŚWIADOM SOBIE, że skoro podjąłeś wysiłek, by w jakimkolwiek stopniu przygotować zmianę, to prawdopodobnie należysz do kilkuprocentowej elity swojej firmy. Do tej elity zaliczam zawsze pracowników, którym – bez względu na stanowisko – ZALEŻY. To ci, którzy chcą i pchają organizację naprzód. Żeby było śmiesznie (czy na pewno?) firmy często nie uświadamiają sobie, że takie elity posiadają. Ale to nie unieważnia wszystkiego, co wyżej.
#3 PAMIĘTAJ, że inicjując taką zmianę największą przysługę robisz SOBIE. Firmie oczywiście też, ale nie zawsze masz wpływ na jej powodzenie czy trwałość. Za to taka sytuacja najwięcej mówi o Tobie. Co takiego? Że masz odwagę. Masz też świadomość, że rzeczywistość trzeba kształtować, więc i zmieniać, bo w przeciwnym razie rdzewieje.
Czego lepiej – moim oczywiście zdaniem – nie robić? Obrażać się. Na firmę, na „wszystkich”, na „onych”. Obraza podsyca w człowieku żal, poczucie niesprawiedliwości, które blokują chęć działania. Niestety blokuje też możliwość dalszej współpracy z „onymi”, a ta będzie Ci jeszcze raczej potrzebna.
Co więc zamiast obrazy? Jeśli masz taką możliwość, szczerze powiedz „onym”, co sądzisz o całej sytuacji. Może dorzucisz też zapowiedź, że nie powiedziałeś w tym temacie ostatniego słowa? Że wrócisz do niego za jakiś czas?
Przyjmiesz jeszcze złotą myśl na koniec?
Nie daj zabić w sobie tego, czego nauczyłeś się o sobie próbując coś zmienić. A będziesz wygranym!
r5j6iz
Idealne na dzisiejszy mój dzień i na wiele innych dni. Jak zwykle w punkt
🙂
Idealne na dzisiejszy mój dzień i na wiele innych dni