BEZCZELNA REKLAMA SZACUNKU - fundamentu zarządzania.
Nie wiedzieć czemu popadłam w zadumę. Czasem tak mam, a najlepiej duma mi się w nocy. Tym razem trochę mi zeszło, bo „na warsztat” wzięłam pytanie: kiedy czułam się szanowana przez szefa? W jakich sytuacjach?
I wymyśliłam, że szanowana czułam się wtedy, gdy…
– szef poświęcał mi czas (nie mylić z czasem poświęcanym na dorzucanie roboty),
– brał pod uwagę moje zdanie (i wcale nie musiał się z nim zgadzać),
– dawał mi poczucie, że to, co robię, jest ważne – dla kogoś, dla firmy, z jakiegoś konkretnego powodu,
– dawał mi zadania, które były dla mnie wyzwaniem.
No to teraz na odwrót: kiedy czułam się przez szefa nieszanowana? Wtedy, gdy:
– czułam, że moje potrzeby są dla niego nieistotne (co innego, gdy wiedziałam, że są ważne, ale nie może przyczynić się do ich spełnienia),
– nie miał pojęcia, czym zajmuję się w pracy (taka sama sobie sterem-żeglarzem-okrętem – bardzo fajna sytuacja, rozwijająca samodyscyplinę i samodzielność, ale niemająca nic wspólnego z poczuciem szacunku),
– dawał mi do zrozumienia, że moja praca ma relatywnie niską wartość (mało płacę, bo to taka praca…),
– moje obowiązki wymagały znacznie niższych umiejętności,
– przyłapywałam go na kłamstwie,
– wreszcie – choć mnie to nigdy nie spotkało, to wyobrażam sobie, że czułabym się nieszanowana, gdybym dowiedziała się od osoby postronnej, że nie spełniam jego oczekiwań.
I teraz najważniejsze: cały czas piszę tu o swoich odczuciach (nie mylić z uczuciami, bo poczucie poszanowania nie ma nic wspólnego z uczuciem, tylko z jakąś potrzebą, np. uznania). Nie o tym, czy szef mnie szanował czy nie, tylko o tym, że tak to odbierałam.
Bo to rzecz bardzo subiektywna. To, w jaki sposób odczuwam jakąś sytuację i to, w jaki sposób tę samą sytuację odbiera druga osoba. Zaryzykuję nawet twierdzenie, że w sytuacjach, o których tu napisałam, moi szefowie byli przekonani, że mnie szanują.
Po co więc tak wnikać i w ogóle zajmować się tym tematem?
A dlatego, że to fundamentalna kwestia w zarządzaniu i w życiu KAŻDEJ firmy. I nie tylko firmy. Pracownik, którego szef nie szanuje (nawet jeśli tylko w jego wyobrażeniu), nie będzie tak efektywny, tak zaangażowany, tak lojalny, wreszcie tak usatysfakcjonowany pracą, jak mógłby być.
Poza tym, jak mówi chińskie przysłowie, „jak idziesz w górę, to się wszystkim kłaniaj, bo może będziesz wracał tą samą drogą”.
Różne, wciąż prowadzone na nowo, badania wskazują różny odsetek pracowników, który odchodzi z firmy z powodu rozczarowania szefem. Bez względu jednak na te liczby nad tematem pochylić się warto.
„Szanuj szefa swego, możesz mieć gorszego”
To stare porzekadło skutecznie na długo przywiązuje wielu pracowników do jednego miejsca pracy i jednego szefa (pomijam ekstremalne modele szefów).
Do tego naturalna nierównowaga sił wynikająca ze stosunku pracy stymuluje postawę szefa – władcy. W końcu ma on najważniejsze jego atrybuty: możliwość wyznaczania zadań i ustanawiania zasad, decydowanie o wysokości wynagrodzenia i czasie wolnym od pracy, narzędzia przymusu (katalog kar i innych form uprzykrzania życia niesfornemu pracownikowi).
Ale tak naprawdę od szefa zależy dużo więcej. Samopoczucie pracownika. Jego zaangażowanie. To, czy w ogóle chce mu się przychodzić do pracy. Rozwój pracownika (= rozwój człowieka) – czy ma szansę się czegoś nauczyć, czy szef potrafi go zainspirować jakimś tematem, co może kiedyś zadecyduje o jego losie.
Są ludzie, którzy, wiedzeni instynktem samozachowawczym, odwrócą się na pięcie i pójdą w swoją stronę, gdy tylko dostrzegą, że szef nie daje im dużej części tego ↑.
Ale stawiam tezę, że znaczna część pracowników takiego instynktu nie ma. Będzie za to tkwiła w tym samym miejscu, z tym samym szefem, tracąc swój potencjał.
Czy przy takiej naturalnej nierównowadze sił można zbudować relacje partnerskie? Nie tylko można. Trzeba.
Szanować, czyli co?
Aż się ciśnie: to co, u licha, ten biedny szef ma zrobić, żeby jego pracownik wiedział, że go szanuje? Jeśli oczywiście w ogóle go szanuje. Bo jeśli nie, to dla wszystkich lepiej jest iść dalej w przeciwnych kierunkach.
Blog to tematyczny, więc skupię się na pracowniku, ale nie tylko on będzie tu bohaterem.
Choć to kwestia pewnie bardzo indywidualna, myślę, że wielu z was odpowie podobnie do mnie.
Może macie już – jak ja – przed oczami sceny z zakrapianych zapewnień kamratów „ja cię szanuję”.
Jednak zapewnić o tym nie wystarczy. Słowa są ważne i mogą dużo zmienić, ale muszą poprzeć je czyny.
A że szacunek to bardzo głęboki worek, pogrupowałam jego zawartość w kilka wątków, o których przeczytacie w drugiej części wpisu.
Mój Gościu, jeśli chcesz dodać coś od siebie w tym temacie – śmiało komentuj.
Jeśli w innym – napisz do mnie.